środa, 6 marca 2013

Informacja

Niestety zawieszam bloga na czas nieokreślony...
Główny powód to brak pomysłów.
Może kiedyś najdzie mnie wena na to opowiadanie i wrócę do pisania go, ale póki co nie zanosi się na to, więc zawieszam go.
Dziękuję wszystkim komentującym za wspieranie mnie ^^

piątek, 8 lutego 2013

Forever - Rozdział IX

Matko, znowu strasznie długo nie dodawałam rozdziału...
Strasznie, strasznie przepraszam! (O ile komuś zależy xD")
Nie przedłużając, zapraszam do czytania ^^

~*~

Rozdział IX


            Yoru kierował się w stronę jednych z głównych bram Fiore. Musiał uważać, żeby żaden strażnik go nie zauważył. Udało mu się to oczywiście z łatwością.
Lecąc, cały czas myślał o swoim przyjacielu. Denerwowało go to, że mieszkał na tej wyspie. Chociaż, nie podobało mu się również to, że on mieszka na Viole. Dlaczego ze wszystkich wysp oni mieszkają akurat na tych? W ogóle, po co ze sobą walczą?
Przez głowę przebiegł mu obraz domu dziecka, w którym kiedyś mieszkał.
Wtedy wszystko było proste. Prostsze niż teraz. Tak, bycie dzieckiem to błogosławieństwo. Dziecko zawsze jest szczere, nie wie, co to kłamstwo. Jest nieświadome całego zła, widzi zawsze pozytywne strony, a o złych stara się nie myśleć. Ile dałby, aby wrócić do tamtych czasów. Chciałby się wtedy postawić człowiekowi, który go wybrał i pójść z Hiru. Wtedy nie byłoby tylu problemów. 
Poszedł do swojego domu i włączył światło. Patrzył na lampkę niewidzącym wzrokiem. Myślami był gdzieś indziej, w swoim domu dziecka. Razem z Hikaru bawili się na placu zabaw, huśtając się na huśtawkach. Śmiali się wesoło, gdy opiekunka zawołała ich na obiad. Razem z innymi dziećmi, a było ich niewiele, poszli do stołówki. Jedzenie było pyszne. Później jak zwykle musieli się trochę pouczyć. Wówczas uczyli się jak pisać. Żadne z dzieci nie uważało to zbędne czy chociażby nudne. Nawet przy tym dobrze się bawili. Szkoda, że teraz żaden dorosły nie jest w stanie tak podchodzić do spraw, których nie lubi. Nawet Yoru już tego nie potrafił. Tę umiejętność stracił wiele lat temu. Teraz, jak każdemu dorosłemu, kłamanie przychodzi mu bardzo łatwo, choć starał się to ograniczać. Nie umiał też patrzeć na wszystko optymistycznie. Chociaż, jak można podchodzić z optymizmem do walki z najlepszym przyjacielem? To jest chyba niemożliwe. 
Nie był już tym dzieckiem sprzed ośmiu lat. Teraz był kimś innym. I, bynajmniej, nie cieszyło go to.
Nawet, jeśli pierwsza bitwa trwała zaledwie dwa dni, widział więcej śmierci niż przez całe życie. Co gorsza, on sam pozbawiał ludzi życia. Odrzucało go jego własne zachowanie. Nie musiał przecież zabijać. Wystarczyło po prostu unieszkodliwić wroga. A jednak zabijał. To sprawiło, że zmienił się. W jego oczach nie był już nawet człowiekiem.
Zaśmiał się gorzko, a z jego oczu spłynęły łzy.
To śmieszne, że dwa dni były gorsze od wszystkich innych rzeczy, które sprawiły mu ból. A przecież było ich wiele.
To śmieszne, że dopiero na tej bezsensownej wojnie spotkał swojego najlepszego przyjaciela.
Po jego policzkach dalej płynęły łzy. Płakał za tych wszystkich, których zabił. Płakał, bo czuł ogromny smutek. Z jego oczu spływały łzy nawet, kiedy spał. Jego sny były równie okrutne, co rzeczywistość.

            Zadzwonił dzwonek.
            Przetarł oczy, zdając sobie sprawę, że na jego twarzy widnieją ślady po ostatniej nocy i podniósł się z kanapy. Okazało się, że jego gościem był Konoha. Szczupły, młodszy od niego albinos.
- O co chodzi? – spytał Yoru, siląc się na uśmiech.
- Wpadłem sprawdzić, czy wszystko w porządku – wyznał nieśmiało. Konoha był medykiem, więc nie brał udziału w wojnie. W każdym razie – nie musiał walczyć. Ani zabijać. On starał się ratować ludzi. Zawsze był troskliwy w stosunku do Yoru.
- Nic mi nie jest – odparł.
- To okej – chłopak uśmiechnął się lekko. – Ja już pójdę. Na razie.
- Cześć – odpowiedział mu cicho. Zbyt cicho, by mógł go usłyszeć.
            Zamknął drzwi i oparł się o nie.


            Chie leżała w łóżku. Myślała o wczorajszym wieczorze. Hikaru spotkał swojego przyjaciela. Mógł z nim nareszcie porozmawiać. Pewnie cieszył się teraz jak dziecko. Właśnie, Hikaru był zupełnie jak dziecko. Widział tylko dobre strony tego wszystkiego. Ale co z resztą? Trzeba będzie mu ją uświadomić? Chie wolałaby, żeby chłopak zapomniał o wojnie i skupił się na Yoru. Ale czy może? Pewnie, byłoby to wygodniejsze. Jednak, jeśli teraz nie będzie o tym myślał ból będzie większy. Przecież Yoru może w każdej chwili odejść. A jeśli Hikaru nie przygotuje się na to, będzie cierpiał o wiele bardziej…
            Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! – dziewczyna zobaczyła swoją mamę. – Cześć, mamo – uśmiechnęła się.
- Witaj, kochanie – na twarzy kobiety gościł lekki uśmiech. – Wszystko w porządku?
- Pewnie. W każdym razie, ze mną na pewno – powiedziała, by uspokoić mamę. Wiedziała, że ona przeżywa to najbardziej. Martwiła się o nią. Nigdy nie chciała pozwolić Chie zostać ninja. To naturalne, że się bała. Jednak dziewczyna wiedziała, że tam sprawdzi się najlepiej.
- Coś się stało Hikaru? – domyśliła się mama.
- Nie – pokręciła głową i uśmiechnęła się. – Nie masz się czym martwić, mamo.
- Rozumiem – pocałowała córkę w czoło. – Kiedy będziesz z nim następnym razem, pozdrów go ode mnie.
- Na pewno tak zrobię – odparła, a jej mama wyszła z pokoju. I znów została sama…
            Swoją drogą, ciekawe, gdzie jest Rio?
            Wstała z łóżka i skierowała się w stronę drzwi. Otworzyła je i zeszła do kuchni. Jej mama czytała książkę. Taty jak zwykle nie było.
- Gdzie Rio? – spytała.
- Poszła z Yo na plac zabaw – odparła mama.
- To ja też pójdę na spacer – powiedziała i ubrała buty, a kobieta wróciła do lektury.
            Wyszła.
            Nim się zorientowała kierowała się na taras widokowy. Z daleka widziała kilka osób. Kiedy podchodziła bliżej, mogła odróżnić jedną osobę od reszty. Hikaru też tam był. Szła coraz szybciej, aż w końcu była na tyle blisko, by mógł usłyszeć, co mówi.
- Też tu przyszedłeś – chłopak odwrócił się. Był chyba czymś zmartwiony, ale zaraz się uśmiechnął.
- Nie skradaj się tak, bo kiedyś przyprawisz mnie o zawał – zażartował. – Co się stało, że tutaj przyszłaś?
- Nudziło mi się – Chie wzruszyła ramionami. Podeszła do barierki i oparła się o nią. Patrzyła w chmury, które gromadziły się nad nimi, ale również pod ich stopami. Wyglądały pięknie. – A tu mi się nigdy nie nudzi.
- Mam podobnie – zgodził się.
            Zapanowała krótka cisza.
- I jak? – spytała Chie. – Powiedziałeś mu wszystko, co chciałeś?
- Nie żartuj – zaśmiał się lekko. – Tego było tak dużo, że nie wiedziałem, od czego zacząć. Niby jak miałem mu opowiedzieć te osiem lat w jeden wieczór?
- Jest coś takiego, jak streszczenie – podsunęła mu.
- W tym wypadku raczej trudno to zrobić.
- Rozumiem – znów swój wzrok skierowała na jej ulubiony widok. – Ale to dobrze. Bo dzięki temu będziecie musieli spotkać się jeszcze wiele razy.
- Tak – zawiał lekki wiaterek. Przyjemnie smagał twarz Chie. Było teraz bardzo przyjemnie. Cisza żadnemu z nich nie przeszkadzała, a widok był piękny. Po prostu idealnie.
            Spojrzała na Hikaru. Wpatrywał się w przestrzeń. Jego wzrok był jednak nieobecny. Myślał o czymś zupełnie innym. Chie domyślała się, co – i kto - sprawiło, że tak się zamyślił. Ale nie spytała go o nic. Bardzo chciała go wysłuchać, ale gdyby spytał ją o jakąś radę nie byłaby w stanie mu pomóc. Była zła na samą siebie. Za to, że nie jest w stanie pomóc Hikaru. Oraz, że boi się go wysłuchać. Przecież jest jego przyjaciółką, prawda? Powinna mu pomóc. Przynajmniej spróbować. A tymczasem, ona sobie stoi i patrzy w niebo, kiedy on cierpi. Kiedy zapewne stara się wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie z tej okrutnej sytuacji. To denerwujące… Nie móc mu pomóc. Czuć się bezużytecznym. Nie wiedzieć, co zrobić.
„Jak mu pomóc? No, jak, do cholery?!” – pytała samą siebie.
            Jeszcze raz zerknęła w jego stronę. Jego twarz pokazywała, że czuł się bezradny. Zaciśnięta pięść wskazywała na jego frustrację. Drżenie ciała wyrażało jego smutek.
            W jednej chwili Chie stała obok niego, a w drugiej – obejmowała go z całej siły. Tylko tyle mogła zrobić. On sam nie poruszył się ani o milimetr. Zapewne zwyczajnie nie miał siły. „Wszystko będzie dobrze” – to chciałaby mu powiedzieć. Ale nic nie będzie dobrze. Ona to wiedziała. Hiru zapewne też. Już sama nie wiedziała, czy to dobrze, że zdaje sobie z tego sprawę, czy nie. To zbyt trudne! Przecież oni nie są w stanie sprostać takim sprawom. Przecież są dziećmi. To wszystko staje się coraz gorsze. Jak temu podołać? No, jak?!

            Akio szedł ulicami Viole, znudzonym wzrokiem rozglądając się dookoła. Nudziło mu się. Szukał jakiejś rozrywki, ale nie znalazł niczego, co zwróciłoby jego uwagę. Same nudy.
            Westchnął. Czy na tym Airlandzie nigdy nie dzieje się nic ciekawego poza bitwami? Mogliby wybudować tu jakieś miejsce do zabijania czasu. Ale nie, oni muszą planować, co zrobić następnie. W końcu musieli się wycofać w tej bitwie. Ale to przecież nie znaczy, że przegrali wojnę! Poważnie, przydałoby im się kilka dni odpoczynku. Za niedługo głowy im pękną. Akio zresztą też. Jeśli nie znajdzie czegoś ciekawego do roboty, umrze ze znudzenia. Gdyby chociaż miał się z kim spotkać… Ale wszyscy przeżywają teraz ostatnie dwa dni. Przed chwilą był u Yoru. Nawet go nie wpuścił do domu. Nie rozumiał go. Co z tego, że zabił tych ludzi? I tak w końcu by umarli. Oni nie myśleli o nim w ten sam sposób. Przecież dla tamtych osób liczy się tylko to, by przeżyć. Więc dlaczego on tak bardzo tego żałuje?
            „Skąd to możesz wiedzieć? Znałeś któregoś z nich? Oni, tak samo jak my, mieli rodziny! Może i by umarli, ale ja skróciłem im czas, który mogą spędzić ze swoimi bliskimi, rozumiesz?” – tak odpowiedział, kiedy zadał mu to pytanie. A później kazał postawić na miejscu chociażby brata osoby, którą zabił. Faktycznie, jakoś nie szło Akio wyobrażanie sobie, że traci kogoś bliskiego. Ale co z tego? Przecież nie znał nikogo z Fiore. Więc nie musi się tym przejmować. Przynajmniej tak myślał Akio. Dla niego ta cała wojna nie była niczym specjalnym. Wygrać? Przegrać? Było mu wszystko jedno. Nie zależało mu na wygranej. Nie obchodziło go, ile osób zabije, ile walk stoczy, jak długo będzie to wszystko trwało. Dopóki będzie miał co robić, nie ma na co narzekać. Wszystko będzie okej, jeśli przeżyje. Reszta nie ma znaczenia.
            Zauważył w sklepie swojego kolegę – Kyouheia. Kupował jakieś produkty spożywcze. Pewnie nie za swoje pieniądze. Podszedł do niego i klepnął przyjacielsko po plecach.
- Co tam? – spytał. – Od kogo pożyczyłeś pieniądze?
- Dlaczego od razu zakładasz, że nie są moje, co? – udał, że się obraża.
- Bo to oczywiste – odparł żartobliwie. – No, kto był na tyle hojny, by pożyczyć ci kasę?
- Yoru – odpowiedział. – Ale chyba obudziłem go i od razu wykopał mnie z domu pod groźbą połamania nóg.
- Musiał być naprawdę wkurzony – zaśmiał się szatyn. – Yoru łamiący swojemu koledze nogi? Widać naprawdę trochę mu się charakterek zmienił po tych dwóch dniach – wszedł w niewygodny temat.
- Nawet nie wspominaj o tym, okej? – czyli nawet Kyou chciał o tym zapomnieć. – Teraz nie chce mi się o tym myśleć.
- Okej, pewnie – Akio uśmiechnął się przepraszająco. – Nie pomyślałem.
- A co tu robisz? – blondyn zdecydował się zmienić temat. – Też przyszedłeś na zakupy?
- Nie – zaprzeczył. – Nudziło mi się i zobaczyłem ciebie, więc podszedłem i tyle.
- Aha. Chcesz się gdzieś wybrać? – spytał, a zaraz potem zwiesił głowę. – Zapomniałem, że nie mam kasy. A muszę oddać Yoru. Mogę ci zaproponować jedynie jakieś gry planszowe u mnie w domu.
- Wystarczy – zaśmiał się. – Wszystko byleby się nie nudzić.

            Chie wróciła do domu. Wolałaby zostać z Hikaru, ale powiedział, że chce być sam. Musiała iść. Hiru pewnie próbował poukładać sobie to wszystko. Ona sama próbowała znaleźć jakieś wygodne wyjście z tej sytuacji. Bo dobre nie istnieje. Jednak nie wymyśliła niczego. Ze złości uderzyła pięścią w ścianę.
            Zdecydowała się zejść na parter. Może porozmawia z mamą. Ona zawsze znajdzie dla niej czas.
            Jakie było jej zdziwienie, kiedy weszła do kuchni i zobaczyła tatę, siedzącego przy stole obok mamy. Oboje mieli grobowe miny. Podnieśli na nią wzrok.
- Coś się stało? – spytała niepewnie.
- Razem z porucznikami doszliśmy do wniosku, że przejdziemy do ofensywy – poinformował ją ojciec.
- Słucham? – zaczęła w niej narastać złość.
- Wyślemy najpierw jeden z najsilniejszych oddziałów – kontynuował dalej, nie zważając na pytanie córki. – Oczywiście, po grupie zwiadowczej.
            Po jego minie domyśliła się, do czego zmierza.
- W tej pierwszej grupie będę ja… prawda? – wypowiedziała na głos, a ojciec wolno pokiwał głową. Wycofała się powoli z kuchni i skierowała do drzwi. – O której wyruszamy?
- Rano, przed świtem – odparł, podczas gdy ona ubierała buty.
- Wychodzę – powiedziała oschle. – Nie martw się, będę jutro.
            I wyszła w noc. Biegła. Wiedziała, gdzie się kieruje. Mimo, że wyraźnie dał jej do zrozumienia, że chce być sam, idzie do niego. Naprawdę, jest okropną przyjaciółką. Ale chciała być teraz blisko niego. Tak po prostu.
            Zadzwoniła do drzwi. Poczekała krótką chwilę i blondyn wpuścił ją do domu. Powiedział jej, by usiadła na kanapie w salonie.
- Chcesz coś do picia? – spytał. – Mam kawę, herbatę i kakao.
- Poproszę kakao – uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek był to wymuszony uśmiech.
- Już – Hikaru poszedł do kuchni, by zrobić ciepły napój. Przyszedł po chwili z dwoma kubkami gorącej cieczy. – Proszę – podał jej jeden.
- Dziękuję.
- No, mów – usiadł na drugim końcu sofy. – Co się stało?
            Chie odłożyła kubek na stolik i podciągnęła nogi pod brodę, obejmując je ramionami.
- Jutro idę – wypowiedziała te słowa bardzo cicho. Nie była pewna, czy je usłyszał. A jeśli tak – czy zrozumiał, o co jej chodzi. Spojrzała na niego ukradkiem. Znowu ten sam wyraz twarzy. Znowu się zmartwił. Nie powinna była mu tego mówić.
            Nagle poczuła przyjemne ciepło na całym ciele. Zorientowała się, że Hikaru ją obejmuje. To było miłe uczucie.
- Co ty robisz? – spytała w końcu, przerywając panującą ciszę.
- Ty robisz dokładnie to samo, kiedy się martwię – odparł. – Pomyślałem, że tobie może też pomoże.
            Czyli tym małym gestem choć trochę mu pomagała? Naprawdę? Ucieszyła się z tego.
- Pomaga? – spytał cicho.
- Tak – uśmiechnęła się lekko, ale tym razem niczego nie wymuszała na sobie. – Dzięki.
- Zawsze do usług – poczuła, że sam się uśmiecha. Zamknęła oczy.


            Czyli tak szybko będą kontratakować? Miał nadzieję, że zrobią to trochę później. A do tego Chie idzie pierwsza. Tego się w ogóle nie spodziewał. Przecież jej ojciec podejmuje ostateczne decyzje. Mógł nie pozwolić jej iść na pierwszy front. Czyżby aż tak zależało mu na wygranej? Jest gotów poświęcić nawet własną córkę? Hikaru nie mógł zrozumieć, dlaczego generał postąpił w ten sposób. Poczuł jak narasta w nim złość. Przytulił Chie jeszcze mocniej. Chciał, by została przy nim tak na zawsze. Żeby nigdzie nie odchodziła. Bał się, że ją straci.
            Rozluźnił ramiona i spojrzał na twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy, a jej oddech był spokojny i umiarkowany. Zasnęła. Hikaru uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
            Wziął Chie na ręce i zaniósł do wolnego pokoju. Przykrył ją kołdrą i cicho wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Znów siadł na kanapie. Splótł luźno palce między nogami. Westchnął. Za dużo tego. Zaklął pod nosem.
            Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Wstał i poszedł zobaczyć, kto przychodzi do niego o tej porze. Przez myśl przeszło mu, że to może znowu Yoru. Jednak z chwilą, kiedy nacisnął klamkę ta myśl wyparowała. Zobaczył Rio.
- Cześć – przywitał się. Domyślał się, po co tu przyszła.
- Cześć. Jest tu Chie? – spytała od razu.
- Tak, śpi – odpowiedział, a dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Mama strasznie się o nią martwi – oznajmiła. – Kiedy dowiedziała się, że jutro… Od razu wybiegła z domu.
- Wiem. Pozwól jej tu zostać – poprosił. – Obiecuję, że jutro się pojawi – mimowolnie zacisnął pięść. Rio to zauważyła.
- Dzięki. Dla nikogo to nie jest łatwe – westchnęła. – A jak tam Yoru? Dobrze się wam rozmawiało?
- Tak – uśmiechnął się na wspomnienie o przyjacielu. – Było dobrze. Chociaż tak naprawdę dokładnie wszystko wali mi się na łeb – dopowiedział sobie w myślach. – O której jest jutro zbiórka? – wypowiedział już na głos.
- Wyruszają przed świtem. Więc już niedługo – odparła cicho. Hikaru wiedział, że Rio wolałaby, żeby jej siostra nigdzie nie szła. Ale przecież wybrała walkę. Nic nie mogła z tym zrobić. On też nie. Ciekawe, czy Chie żałuje swojego wyboru? Pewnie tak. – Już pójdę. Powodzenia – dodała cicho i poszła. Blondyn nic jej nie odpowiedział. Po prostu stał i patrzył jak odchodzi. W końcu zamknął drzwi.
            Spojrzał na zegar. Dochodziła północ. Zdecydował, że nie pójdzie spać. Nie ma sensu kłaść się do łóżka, skoro zaraz będzie musiał budzić Chie. Zamiast tego wziął pierwszą lepszą książkę, która została po poprzednim właścicielu domu (ten był zapewne ninja bez rodziny, który zginął nim Hikaru zamieszkał na Fiore). Zaczął czytać. Była to jakaś bajka lub baśń. Dla dzieci. Chociaż jeden wers przykuł jego uwagę.
            „Kwiaty wiśni opadają nim nadejdzie lato. Zostaje jedynie owoc.”
            W pewien sposób rozumiał, o co w tym chodzi. Na pewno nie poprawiło to jego humoru. Wręcz przeciwnie.
            Westchnął i odłożył książkę z powrotem na półkę. Położył się i zasłonił oczy ręką. 

~*~

Mam nadzieję, że się spodobało ;]
Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział (tak, znowu...)
Szczerze mówiąc, coraz oporniej idzie mi pisanie tego.
Ale postaram się ^^

piątek, 11 stycznia 2013

Forever - Rozdział VIII

Trochę minęło od poprzedniego rozdziału...
Ale już jest! ^^
Zapraszam do czytania~

~*~

Rozdział VIII


            Nareszcie w domu, pomyślał Yoru. Po udzielonej mu pomocy medycznej od razu udał się do domu. Walnął się na łóżko i już nie wstał. Zasnął. Nie spał prawie dwa dni. Wyruszyli tak niespodziewanie, a byli tam zaledwie dzień. Chociaż, to i tak długo.
            Ostry dźwięk dzwonka rozdarł ciepły półmrok sypialni. Tym samym budząc Yoru.
           Niechętnie wstał z łóżka. Spojrzał w stronę okna. Było już jasno. Jednak on i tak był zmęczony. Wszystko go bolało.
            Podszedł do drzwi i je otworzył. Przed jego oczami ukazał się długowłosy chłopak w jego wieku.
- Czego chcesz, Kyouhei? – spytał zaspanym głosem, zdenerwowany na przyjaciela, że przerwał mu błogi sen.
- Co, wstałeś lewą nogą? – zażartował.
- Właśnie chodzi o to, że przez ciebie w ogóle wstałem!
- Dobra, już dobra – uspokoił go. – Postawię ci obiad. Kiedyś – dodał pod nosem.
- No, to, czego chcesz? – Yoru skrzyżował ręce na piersi.
- No wiesz… Mam pewne braki w zapasach i nie mam już pieniędzy, więc może… - zanim skończył mówić, Yoru zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Możesz pomarzyć – powiedział na tyle głośno, żeby tamten go usłyszał.
- Błagam! – wrzeszczał Kyouhei. – Obiecam, że ci oddam.
- Nie – znowu się położył i chciał zasnąć, ale Kyou zaczął walić w drzwi. Spróbował najpierw zakryć głowę kołdrą, ale na niewiele się to zdało. W końcu nie wytrzymał i otworzył drzwi z hukiem.
- Co chciałeś?!
- Kasę! Pożycz mi trochę kasy! – blondyn już klęczał na wycieraczce.
- Było nie wywalać pensji na jakieś głupie gry. To nie mój problem.
- Proszę! Oddam ci – błagał dalej.
- Dobra, ale to ostatni raz – znów poszedł do swojego pokoju i otworzył swój portfel. Wziął dwa banknoty i dał chłopakowi.
- Dzięki ci!
- Dobra, dobra. A teraz won – jego twarz wyrażała teraz zdenerwowanie bardziej niż przedtem. – Jeśli przyjdziesz tu jeszcze raz połamię ci nogi – zagroził.
- Narka – chłopak szybko wycofał się z pola widzenia Yoru.
Ten znowu poszedł do łóżka. Wolał spać niż myśleć o tym, co było wczoraj i o Hikaru.


            Chie poszła do domu Hikaru, ale nie było go tam. Nie mogła uwierzyć, że ten zamiast odpoczywać, ćwiczył. Uśmiechnęła się na myśl o nim. Był taki głupi. Ale było w nim coś… Chie nie potrafiła tego nazwać.
            Podeszła do niego, zmuszając go, żeby przerwał.
- Nie rozumiem cię – oznajmiła mu. – Zamiast odpoczywać w domu, walisz w ten worek jak opętany.
- Mam za dużo energii – uśmiechnął się szeroko. – Przykro mi, ale worek musi ją przyjąć.
- Stało się coś dobrego? – Chie też się uśmiechnęła.
- No – przytaknął.
            Usiedli pod drzewem,
- Opowiadaj. Co się stało? – spytała.
- Spotkałem Yoru! – odpowiedział entuzjastycznie. Źrenice dziewczyny zmniejszyły się. Jednak zdziwienie zaraz zastąpiła radość.
- Żartujesz! Poważnie?! Nareszcie! – z radości przytuliła go mocno. A chłopak odwzajemnił uścisk.
- Tak. Strasznie się cieszę – powiedział już trochę ciszej i jakby posmutniał. Chie odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy.
- Gdzie go spotkałeś? – spytała, mając nadzieję, że jej przeczucia są złe. Hikaru popatrzył na nią, a później spuścił wzrok. – Nie. Nie mów mi, że…
- Dokładnie… - odpowiedział posępnie.
            Chie nie wiedziała, co mu powiedzieć. Było jej strasznie przykro. Już chciała wymówić jakieś słowa pocieszenia, kiedy chłopak oparł swoją głowę o jej ramię.
- Nie nic musisz mówić – powiedział jej. – Wystarczy, że zostaniesz tu jeszcze chwilę.
- Okej – szepnęła i objęła go znowu. Poczuła jego ciepło. I wielki smutek. Chciało jej się płakać. Z trudem się powstrzymywała.
            Hikaru podniósł głowę i spojrzał na jej twarz. Z jej oczu spłynęły pojedyncze łzy.
- Dlaczego płaczesz? – otarła łzy wierzchem dłoni.
- Nie wiem – wyznała.
- To chyba ja powinienem płakać, nie? – uśmiechnął się lekko.
- Ty nie musisz. Masz się cieszyć. Ja będę płakać za ciebie.
- To chyba nie fair – odparł. Teraz to on objął dziewczynę. Pogłaskał ją po głowie.
- Nie do końca – zaprzeczyła. – Ty już wiele razy płakałeś.
- Możliwe – westchnął. – Już nie pamiętam.
            Zapanowała cisza.
- Dlaczego skończyło się na tym, że to ty pocieszasz mnie? – spytała w końcu Chie.
- Dobre pytanie – oboje się zaśmiali. – Dziwnie wyszło.
- Mhm – oboje zamilkli na chwilę. - Wiesz, cieszę się, że go w końcu spotkałeś.
- Tak, ja też – zgodził się. – Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Pewnie nie wiem. Ale cieszę się z tobą.
- Dzięki – uśmiechnął się wesoło.

            Rio siedziała w salonie, czytając książkę. Yo i Sho bawili się klockami. Jej brat był zadziwiająco grzeczny. Może udzieliło mu się zachowanie Sho? Byłoby miło. Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie.
            Usłyszała dzwonek i podeszła do drzwi. Był tam Hoshi. Uśmiechnęła się do niego.
- Cześć – przywitał się.
- Cześć – zawtórowała mu.
- Przepraszam, że dopiero teraz przychodzę po Sho, ale wieczorem nie miałem siły. Poza tym musiałem jeszcze odwiedzić szpital… - zaczął się tłumaczyć.
- Nie martw się. Rozumiem. Moja siostra też przyszła w nie najlepszym stanie.
- A jak zachowywał się Sho? – spytał chłopak.
- Był bardzo grzeczny. Chyba nawet udało mi się zmienić mojego brata – zaśmiała się. – Chociaż, obaj chyba nie lubią wody.
- Taak – podrapał się po głowie. – Zawsze mam z tym problem.
- Ja też. Ale trudno – Rio wzruszyła ramionami. – Grunt, że dobrze się dogadują. Przyprowadź go jeszcze. Yo bardzo go polubił.
- Pewnie.
- Sho! Twój brat przyszedł – zawołała. Od razu przybiegł mały chłopczyk, a za nim drugi. Skierował się od razu do brata i przytulił go. Hoshi wziął go na ręce i uśmiechnął się.
- No to co, idziemy na lody, nie?
- Tak! – wykrzyknął.
- Dzięki jeszcze raz za opiekę nad nim – zwrócił się do dziewczyny. – My już będziemy się zbierać.
- Jasne. Miłej zabawy. Pa, Sho! – pomachała mu, a chłopczyk odwzajemnił gest. I poszli.
            Do wieczora zajmowała się bratem. Nie miała innego wyboru, bo jej mama poszła sprawdzić, czy tata czegoś nie potrzebuje. Wrócili razem. Nikomu nic się nie stało. No, Chie miała kilka ran i pewnie wszystko ją bolało, ale i tak nie było jej w domu. Rio jakoś to nie zdziwiło. Pewnie poszła do Hikaru.
            Kiedy była już w swoim i Chie pokoju wzięła jakąś gazetę siostry i przejrzała. Nic ciekawego. A przynajmniej jej to nie ciekawiło. Różne opisy broni i inne takie. Westchnęła i sięgnęła po jakąś mangę Chie. Jej siostra zwykle kupowała lekkie komedie. A akurat tego właśnie potrzebowała – rozrywki. Nie spodziewała się, że jej się spodoba. Ale kiedy już zaczęła nie mogła przestać. Co jakiś czas parskała śmiechem. Zapatrzona w czarno-białe obrazki, nie zauważyła, kiedy ktoś do niej podszedł. Zorientowała się dopiero, gdy ten ktoś wziął ją na ręce i wyskoczył z nią przez okno. Znowu porwanie?!, pomyślała. Jednak zaraz domyśliła się, że się myli. Chłopak postawił ją na ziemi. To był on! Ten sam chłopak, co wcześniej!
            Patrzyła na niego zdumiona.
- Ty jesteś… - zaczęła.
- Tak – odparł. – Na początek chciałem cię przeprosić za to wcześniejsze. Nie zamierzam się usprawiedliwiać ani nic w tym stylu. Po prostu przepraszam.
            Rio kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Po drugie, chciałbym, żebyś powiedziała mi, gdzie mieszka Akairu Hikaru – poprosił.
- Kim jesteś? – spytała.
- Nazywam się Yoru Makkura.
- Co?! – krzyknęła, a ten zakrył jej usta dłonią.
- Ciszej!
- Przepraszam. Ale jak…
- Znasz mnie? – spytał zdziwiony.
- Nie – pokręciła głową. – Ale Hiru wiele razy nam o tobie mówił. Strasznie za tobą tęsknił.
- Tak. Ja też – powiedział cicho, odwracając głowę w bok. – To powiesz mi, gdzie mieszka?
- Zaprowadzę cię, okej? – chłopak skinął głową.
            I poszli.

            Hikaru i Chie byli w domu chłopaka. Siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Dobra – powiedział blondyn. – Na co masz ochotę?
- Ale co? – dziewczyna nie wiedziała, o co mu chodzi.
- No, co chcesz zjeść – wyjaśnił.
- Umiesz gotować? – niedowierzała.
- W poprzednim życiu na pewno byłem wspaniałym kucharzem! – powiedział z wyższością. – Moje drugie imię to „Szef”!
- A może: patelnia? – zaproponowała Chie. – Pasuje ci. Panie Patelnia – zaśmiała się.
- Ej! Jak możesz tak mówić do wspaniałego kucharza! – oburzył się.
- Może być spaghetti? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- A nie znasz czegoś oryginalniejszego?
- Eee… Kanapki?
- Dobra, wolę spaghetti, Panie Patelnia – zaśmiała się, a chłopak coś mruknął pod nosem i poszedł do kuchni. Słyszała, jak wyciąga naczynia z półek oraz jak wlewa wodę do jednego z nich i wstawia na palnik. Postanowiła mu pomóc. W końcu ona pewnie umie lepiej gotować niż Pan Patelnia.
            Podeszła do niego. Właśnie wyciągał coś z lodówki. Spojrzała mu przez ramię. Wziął do ręki słoik z sosem do spaghetti. Westchnęła.
- Czyli nie zamierzasz sam robić sosu? – spytała go.
- Nie. Tak jest szybciej, a ja jestem głodny – Chie parsknęła śmiechem.
- Dobrze – próbowała powstrzymać śmiech. – W czym ci pomóc?
- Weź makaron. Jest w tamtej szafce – wskazał palcem – i wrzuć połowę do garnka z wodą. A, i sprawdź czy posoliłem. Bo zapomniałem.
- Nie mów, że masz sklerozę – zażartowała.
- Nie! – zaprzeczył. – Tylko jestem dzisiaj rozkojarzony. Za dużo wiadomości naraz.
- Niech ci będzie – westchnęła i wykonała polecenie chłopaka. Szybko im poszło. Teraz tylko musieli czekać, aż wszystko będzie gotowe, więc znowu skierowali się w stronę salonu. Kiedy już mieli siadać zadzwonił dzwonek.
- Ktoś chyba przyszedł skosztować Spaghetti Pana Patelni – Chie dalej się śmiała.
- Cicho – powiedział z przekąsem Hikaru i poszedł otworzyć drzwi. Była tam Rio. Uśmiechała się przyjaźnie.
- Cześć, Rio – przywitał się. – Co tutaj robisz?
- Mam dla ciebie niespodziankę – powiedziała i odchyliła głowę. – Chodź.
            Przed blondynem ukazał się Yoru. Patrzył na ciemnowłosego, zdziwiony. Chciał coś powiedzieć, ale wszystkie słowa ugrzęzły mu w gardle. Otworzył usta, by w końcu wypowiedzieć jakieś słowo, ale zaraz je zamknął.
            Podeszła do niego Chie.
- Co jest? – spytała. – Chcą zjeść ciebie? – kiedy wypowiedziała to głupie pytanie spojrzała na gości Hikaru. Rio i jakiś chłopak. Widząc minę blondyna, zorientowała się, kim jest ów gość.
- Co ty tu robisz? – zdołał wydusić Hikaru.
- Przyszedłem w odwiedziny – uśmiechnął się. – Ale chyba wybrałem złą porę – spojrzał na Chie.
- Co? – do chłopaka powoli zaczynało docierać, co się dzieje. Jego przyjaciel stoi tuż przed nim! Tak długo nie rozmawiali, a on nie potrafi nic powiedzieć. Głupi jestem, czy co?, spytał siebie w duchu. – Nie wierzę!
- Chyba powinieneś – powiedziała mu Chie, ale chłopak już jej nie słyszał. Podszedł do Yoru i przytulił go. On odwzajemnił gest. I zaczęli się śmiać.
            Dziewczyny też się uśmiechnęły.
- Więc to ty jesteś Yoru? – spytała jedna z bliźniaczek.
- Tak – potwierdził już spokojny chłopak. – Właśnie, miło cię poznać… - nie dokończył i podał jej rękę.
- Chie – powiedziała. - Mnie też – uścisnęła mu dłoń.
- Nie jesteś zła? – szepnął jej do ucha.
- Za co? – spojrzała na niego zdziwiona.
- No, bo chyba przerwałem wam miły wieczorek – słysząc jego odpowiedź, dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Nie martw się. To nie tak, jak myślisz. Wszystko jest dobrze, no nie, Panie Patelnia? – zwróciła się do Hikaru.
- Nie nazywaj mnie tak już!
- Patelnia? – wtrąciła się Rio.
- Taak. Bo to taki świetny kucharz – Chie uśmiechnęła się szelmowsko.
- Nie pali wam się coś? – spytał Yoru. Wtedy wszyscy to poczuli. Hikaru i Chie szybko pobiegli do kuchni, na co pozostała dwójka zareagowała śmiechem.
- Waa! Makaron się spalił! – usłyszeli głos Chie.
- Szybko! Wyłącz gaz! – teraz krzyknął Hikaru.
- Przecież wiem!
- No to wyłącz!       
- Weź lepiej ten sos wywal!
- Wiem przecież!
            Po kilku minutach krzyków wrócili zrezygnowani, a Yoru i Rio śmiali się w najlepsze.
- Czyli nic z mojego wspaniałego spaghetti? – spytał zmartwiony blondyn.
- Zrobisz innym razem – odpowiedziała mu Chie. – Ale teraz chyba nie tym powinieneś się martwić, co? – Spojrzał na nią zdziwiony. – Matko. Przyjaciel, którego szukasz od ośmiu lat stoi przed tobą i chce porozmawiać, a ty się jedzeniem przejmujesz! Masz jakiś dziwny system wartości.
- Przecież o nim nie zapomniałem! – zaoponował. – Kto normalny mógłby zapomnieć o czymś takim?
- No to może go zaproś do środka, co? – podpowiedziała mu.
- Ach, no tak – gestem zachęcił, żeby wszyscy weszli do salonu.
- My idziemy – Chie wskazała siebie i swoją siostrę.
- Dlaczego?
- Nie będziemy wam przeszkadzać – uśmiechnęła się. – Pa!
            Drzwi się otworzyły, a zaraz potem trzasnęły. Hikaru zaprowadził przyjaciela do pokoju i usiedli. Przez chwilę milczeli. Żadne z nich nie wiedziało, od czego zacząć. Chcieli sobie tak wiele powiedzieć. Było tego za dużo.
- Jak ci się mieszka na Viole? – spytał w końcu blondyn.
- Jest okej – odparł Yoru. – W końcu to teraz mój dom. A ty? Fajnie tu masz…
- Tak. Całkiem tu przyjemnie – zgodził się. – Wiesz, poznałem mnóstwo ludzi – powiedział entuzjastycznie.
- Ja też – ciemnowłosy się uśmiechnął. – Jeden mnie dzisiaj obudził, bo chciał pożyczyć pieniądze.
- Ja znam różne osobliwości; od ganiającego za spódniczkami chłopaka, przez „starszego brata”, po dziwnego osobnika – zaśmiał się.
- Uwierz mi, ja mam podobnie. A te dziewczyny?
- Chie i Rio? – spytał, żeby się upewnić, a chłopak pokiwał głową. – Je poznałem najpierw. W sumie to Chie była pierwsza. Później ona przedstawiła mi Rio.
- Rozumiem, rozumiem – pokiwał głową. – A jak minęły ci te osiem lat?
- Szczerze? Średnio – wyznał. – Może i miałem ich wszystkich, ale i tak brakowało mi ciebie. Wiesz, tego twojego afro i tak dalej – mimowolnie się zaśmiał.
- Dzięki – powiedział ironicznie. – Mnie z kolei brakowało tego twojego głupkowatego uśmiechu i nadpobudliwości.
- Zmieniłem się! – krzyknął. – Umiem trochę przesiedzieć w jednym miejscu.
- Widzę – zgodził się Yoru. – Ja też się trochę zmieniłem.
- Z wyglądu raczej nie – Hikaru zaczął lustrować wzrokiem przyjaciela.
- Chodzi mi o charakter – sprostował. – Nie jestem już taką ślamazarą. Uwierzysz, że wybrali mnie do grupy zwiadowczej?! – ekscytował się.
- Poważnie?! – zdziwił się blondyn, a później przypomniał sobie wcześniejsze ubranie Yoru. – No tak. Przecież miałeś wtedy na sobie strój zwiadowcy.
- Właśnie – pokiwał głową. – Ty pewnie jesteś w ofensywnej?
- Tak. Chociaż nigdy nie mogę pokonać Chie – westchnął. – To wstyd być słabszym od dziewczyny – ogarnęła go udawana melancholia. – Zaraz się popłaczę. – Yoru się zaśmiał.
- Akurat ona wygląda na silną – próbował go pocieszyć. – Nie ma się czym martwić – poklepał go po ramieniu.
            Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. Poczuli nagły przypływ radości. Tak po prostu. W końcu się spotkali. Teraz mogli śmiać się do woli.
- Brakowało mi tego – oznajmił Yoru, dalej się śmiejąc.
- Mnie też – zgodził się Hikaru, ocierając łzę z oka spowodowaną śmiechem. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się śmiałem.
            Zapanowała cisza.
- Kiedy znowu się spotkamy? – spytał blondyn.
- Nie wiem – wyznał jego przyjaciel. – Ale byłoby fajnie spotykać się na neutralnym miejscu. Wiesz dlaczego.
- Okej.
            Rozmawiali tak do późnej nocy. Hikaru dawno nie czuł się tak, jak teraz. Wszystko przestało mieć dla niego znaczenie. Teraz liczyło się tylko to, że rozmawia ze swoim najlepszym przyjacielem. Tak, to jest najważniejsze.

~*~

Mam nadzieję, że choć trochę się spodobało ^^
Jeśli ktoś jest zainteresowany, to w podstronie 'Muzyka' umieszczam moje tłumaczenie piosenki And I Know ^^
Liczę na komentarze od wszystkich czytających ;]