piątek, 8 lutego 2013

Forever - Rozdział IX

Matko, znowu strasznie długo nie dodawałam rozdziału...
Strasznie, strasznie przepraszam! (O ile komuś zależy xD")
Nie przedłużając, zapraszam do czytania ^^

~*~

Rozdział IX


            Yoru kierował się w stronę jednych z głównych bram Fiore. Musiał uważać, żeby żaden strażnik go nie zauważył. Udało mu się to oczywiście z łatwością.
Lecąc, cały czas myślał o swoim przyjacielu. Denerwowało go to, że mieszkał na tej wyspie. Chociaż, nie podobało mu się również to, że on mieszka na Viole. Dlaczego ze wszystkich wysp oni mieszkają akurat na tych? W ogóle, po co ze sobą walczą?
Przez głowę przebiegł mu obraz domu dziecka, w którym kiedyś mieszkał.
Wtedy wszystko było proste. Prostsze niż teraz. Tak, bycie dzieckiem to błogosławieństwo. Dziecko zawsze jest szczere, nie wie, co to kłamstwo. Jest nieświadome całego zła, widzi zawsze pozytywne strony, a o złych stara się nie myśleć. Ile dałby, aby wrócić do tamtych czasów. Chciałby się wtedy postawić człowiekowi, który go wybrał i pójść z Hiru. Wtedy nie byłoby tylu problemów. 
Poszedł do swojego domu i włączył światło. Patrzył na lampkę niewidzącym wzrokiem. Myślami był gdzieś indziej, w swoim domu dziecka. Razem z Hikaru bawili się na placu zabaw, huśtając się na huśtawkach. Śmiali się wesoło, gdy opiekunka zawołała ich na obiad. Razem z innymi dziećmi, a było ich niewiele, poszli do stołówki. Jedzenie było pyszne. Później jak zwykle musieli się trochę pouczyć. Wówczas uczyli się jak pisać. Żadne z dzieci nie uważało to zbędne czy chociażby nudne. Nawet przy tym dobrze się bawili. Szkoda, że teraz żaden dorosły nie jest w stanie tak podchodzić do spraw, których nie lubi. Nawet Yoru już tego nie potrafił. Tę umiejętność stracił wiele lat temu. Teraz, jak każdemu dorosłemu, kłamanie przychodzi mu bardzo łatwo, choć starał się to ograniczać. Nie umiał też patrzeć na wszystko optymistycznie. Chociaż, jak można podchodzić z optymizmem do walki z najlepszym przyjacielem? To jest chyba niemożliwe. 
Nie był już tym dzieckiem sprzed ośmiu lat. Teraz był kimś innym. I, bynajmniej, nie cieszyło go to.
Nawet, jeśli pierwsza bitwa trwała zaledwie dwa dni, widział więcej śmierci niż przez całe życie. Co gorsza, on sam pozbawiał ludzi życia. Odrzucało go jego własne zachowanie. Nie musiał przecież zabijać. Wystarczyło po prostu unieszkodliwić wroga. A jednak zabijał. To sprawiło, że zmienił się. W jego oczach nie był już nawet człowiekiem.
Zaśmiał się gorzko, a z jego oczu spłynęły łzy.
To śmieszne, że dwa dni były gorsze od wszystkich innych rzeczy, które sprawiły mu ból. A przecież było ich wiele.
To śmieszne, że dopiero na tej bezsensownej wojnie spotkał swojego najlepszego przyjaciela.
Po jego policzkach dalej płynęły łzy. Płakał za tych wszystkich, których zabił. Płakał, bo czuł ogromny smutek. Z jego oczu spływały łzy nawet, kiedy spał. Jego sny były równie okrutne, co rzeczywistość.

            Zadzwonił dzwonek.
            Przetarł oczy, zdając sobie sprawę, że na jego twarzy widnieją ślady po ostatniej nocy i podniósł się z kanapy. Okazało się, że jego gościem był Konoha. Szczupły, młodszy od niego albinos.
- O co chodzi? – spytał Yoru, siląc się na uśmiech.
- Wpadłem sprawdzić, czy wszystko w porządku – wyznał nieśmiało. Konoha był medykiem, więc nie brał udziału w wojnie. W każdym razie – nie musiał walczyć. Ani zabijać. On starał się ratować ludzi. Zawsze był troskliwy w stosunku do Yoru.
- Nic mi nie jest – odparł.
- To okej – chłopak uśmiechnął się lekko. – Ja już pójdę. Na razie.
- Cześć – odpowiedział mu cicho. Zbyt cicho, by mógł go usłyszeć.
            Zamknął drzwi i oparł się o nie.


            Chie leżała w łóżku. Myślała o wczorajszym wieczorze. Hikaru spotkał swojego przyjaciela. Mógł z nim nareszcie porozmawiać. Pewnie cieszył się teraz jak dziecko. Właśnie, Hikaru był zupełnie jak dziecko. Widział tylko dobre strony tego wszystkiego. Ale co z resztą? Trzeba będzie mu ją uświadomić? Chie wolałaby, żeby chłopak zapomniał o wojnie i skupił się na Yoru. Ale czy może? Pewnie, byłoby to wygodniejsze. Jednak, jeśli teraz nie będzie o tym myślał ból będzie większy. Przecież Yoru może w każdej chwili odejść. A jeśli Hikaru nie przygotuje się na to, będzie cierpiał o wiele bardziej…
            Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! – dziewczyna zobaczyła swoją mamę. – Cześć, mamo – uśmiechnęła się.
- Witaj, kochanie – na twarzy kobiety gościł lekki uśmiech. – Wszystko w porządku?
- Pewnie. W każdym razie, ze mną na pewno – powiedziała, by uspokoić mamę. Wiedziała, że ona przeżywa to najbardziej. Martwiła się o nią. Nigdy nie chciała pozwolić Chie zostać ninja. To naturalne, że się bała. Jednak dziewczyna wiedziała, że tam sprawdzi się najlepiej.
- Coś się stało Hikaru? – domyśliła się mama.
- Nie – pokręciła głową i uśmiechnęła się. – Nie masz się czym martwić, mamo.
- Rozumiem – pocałowała córkę w czoło. – Kiedy będziesz z nim następnym razem, pozdrów go ode mnie.
- Na pewno tak zrobię – odparła, a jej mama wyszła z pokoju. I znów została sama…
            Swoją drogą, ciekawe, gdzie jest Rio?
            Wstała z łóżka i skierowała się w stronę drzwi. Otworzyła je i zeszła do kuchni. Jej mama czytała książkę. Taty jak zwykle nie było.
- Gdzie Rio? – spytała.
- Poszła z Yo na plac zabaw – odparła mama.
- To ja też pójdę na spacer – powiedziała i ubrała buty, a kobieta wróciła do lektury.
            Wyszła.
            Nim się zorientowała kierowała się na taras widokowy. Z daleka widziała kilka osób. Kiedy podchodziła bliżej, mogła odróżnić jedną osobę od reszty. Hikaru też tam był. Szła coraz szybciej, aż w końcu była na tyle blisko, by mógł usłyszeć, co mówi.
- Też tu przyszedłeś – chłopak odwrócił się. Był chyba czymś zmartwiony, ale zaraz się uśmiechnął.
- Nie skradaj się tak, bo kiedyś przyprawisz mnie o zawał – zażartował. – Co się stało, że tutaj przyszłaś?
- Nudziło mi się – Chie wzruszyła ramionami. Podeszła do barierki i oparła się o nią. Patrzyła w chmury, które gromadziły się nad nimi, ale również pod ich stopami. Wyglądały pięknie. – A tu mi się nigdy nie nudzi.
- Mam podobnie – zgodził się.
            Zapanowała krótka cisza.
- I jak? – spytała Chie. – Powiedziałeś mu wszystko, co chciałeś?
- Nie żartuj – zaśmiał się lekko. – Tego było tak dużo, że nie wiedziałem, od czego zacząć. Niby jak miałem mu opowiedzieć te osiem lat w jeden wieczór?
- Jest coś takiego, jak streszczenie – podsunęła mu.
- W tym wypadku raczej trudno to zrobić.
- Rozumiem – znów swój wzrok skierowała na jej ulubiony widok. – Ale to dobrze. Bo dzięki temu będziecie musieli spotkać się jeszcze wiele razy.
- Tak – zawiał lekki wiaterek. Przyjemnie smagał twarz Chie. Było teraz bardzo przyjemnie. Cisza żadnemu z nich nie przeszkadzała, a widok był piękny. Po prostu idealnie.
            Spojrzała na Hikaru. Wpatrywał się w przestrzeń. Jego wzrok był jednak nieobecny. Myślał o czymś zupełnie innym. Chie domyślała się, co – i kto - sprawiło, że tak się zamyślił. Ale nie spytała go o nic. Bardzo chciała go wysłuchać, ale gdyby spytał ją o jakąś radę nie byłaby w stanie mu pomóc. Była zła na samą siebie. Za to, że nie jest w stanie pomóc Hikaru. Oraz, że boi się go wysłuchać. Przecież jest jego przyjaciółką, prawda? Powinna mu pomóc. Przynajmniej spróbować. A tymczasem, ona sobie stoi i patrzy w niebo, kiedy on cierpi. Kiedy zapewne stara się wymyślić jakieś sensowne rozwiązanie z tej okrutnej sytuacji. To denerwujące… Nie móc mu pomóc. Czuć się bezużytecznym. Nie wiedzieć, co zrobić.
„Jak mu pomóc? No, jak, do cholery?!” – pytała samą siebie.
            Jeszcze raz zerknęła w jego stronę. Jego twarz pokazywała, że czuł się bezradny. Zaciśnięta pięść wskazywała na jego frustrację. Drżenie ciała wyrażało jego smutek.
            W jednej chwili Chie stała obok niego, a w drugiej – obejmowała go z całej siły. Tylko tyle mogła zrobić. On sam nie poruszył się ani o milimetr. Zapewne zwyczajnie nie miał siły. „Wszystko będzie dobrze” – to chciałaby mu powiedzieć. Ale nic nie będzie dobrze. Ona to wiedziała. Hiru zapewne też. Już sama nie wiedziała, czy to dobrze, że zdaje sobie z tego sprawę, czy nie. To zbyt trudne! Przecież oni nie są w stanie sprostać takim sprawom. Przecież są dziećmi. To wszystko staje się coraz gorsze. Jak temu podołać? No, jak?!

            Akio szedł ulicami Viole, znudzonym wzrokiem rozglądając się dookoła. Nudziło mu się. Szukał jakiejś rozrywki, ale nie znalazł niczego, co zwróciłoby jego uwagę. Same nudy.
            Westchnął. Czy na tym Airlandzie nigdy nie dzieje się nic ciekawego poza bitwami? Mogliby wybudować tu jakieś miejsce do zabijania czasu. Ale nie, oni muszą planować, co zrobić następnie. W końcu musieli się wycofać w tej bitwie. Ale to przecież nie znaczy, że przegrali wojnę! Poważnie, przydałoby im się kilka dni odpoczynku. Za niedługo głowy im pękną. Akio zresztą też. Jeśli nie znajdzie czegoś ciekawego do roboty, umrze ze znudzenia. Gdyby chociaż miał się z kim spotkać… Ale wszyscy przeżywają teraz ostatnie dwa dni. Przed chwilą był u Yoru. Nawet go nie wpuścił do domu. Nie rozumiał go. Co z tego, że zabił tych ludzi? I tak w końcu by umarli. Oni nie myśleli o nim w ten sam sposób. Przecież dla tamtych osób liczy się tylko to, by przeżyć. Więc dlaczego on tak bardzo tego żałuje?
            „Skąd to możesz wiedzieć? Znałeś któregoś z nich? Oni, tak samo jak my, mieli rodziny! Może i by umarli, ale ja skróciłem im czas, który mogą spędzić ze swoimi bliskimi, rozumiesz?” – tak odpowiedział, kiedy zadał mu to pytanie. A później kazał postawić na miejscu chociażby brata osoby, którą zabił. Faktycznie, jakoś nie szło Akio wyobrażanie sobie, że traci kogoś bliskiego. Ale co z tego? Przecież nie znał nikogo z Fiore. Więc nie musi się tym przejmować. Przynajmniej tak myślał Akio. Dla niego ta cała wojna nie była niczym specjalnym. Wygrać? Przegrać? Było mu wszystko jedno. Nie zależało mu na wygranej. Nie obchodziło go, ile osób zabije, ile walk stoczy, jak długo będzie to wszystko trwało. Dopóki będzie miał co robić, nie ma na co narzekać. Wszystko będzie okej, jeśli przeżyje. Reszta nie ma znaczenia.
            Zauważył w sklepie swojego kolegę – Kyouheia. Kupował jakieś produkty spożywcze. Pewnie nie za swoje pieniądze. Podszedł do niego i klepnął przyjacielsko po plecach.
- Co tam? – spytał. – Od kogo pożyczyłeś pieniądze?
- Dlaczego od razu zakładasz, że nie są moje, co? – udał, że się obraża.
- Bo to oczywiste – odparł żartobliwie. – No, kto był na tyle hojny, by pożyczyć ci kasę?
- Yoru – odpowiedział. – Ale chyba obudziłem go i od razu wykopał mnie z domu pod groźbą połamania nóg.
- Musiał być naprawdę wkurzony – zaśmiał się szatyn. – Yoru łamiący swojemu koledze nogi? Widać naprawdę trochę mu się charakterek zmienił po tych dwóch dniach – wszedł w niewygodny temat.
- Nawet nie wspominaj o tym, okej? – czyli nawet Kyou chciał o tym zapomnieć. – Teraz nie chce mi się o tym myśleć.
- Okej, pewnie – Akio uśmiechnął się przepraszająco. – Nie pomyślałem.
- A co tu robisz? – blondyn zdecydował się zmienić temat. – Też przyszedłeś na zakupy?
- Nie – zaprzeczył. – Nudziło mi się i zobaczyłem ciebie, więc podszedłem i tyle.
- Aha. Chcesz się gdzieś wybrać? – spytał, a zaraz potem zwiesił głowę. – Zapomniałem, że nie mam kasy. A muszę oddać Yoru. Mogę ci zaproponować jedynie jakieś gry planszowe u mnie w domu.
- Wystarczy – zaśmiał się. – Wszystko byleby się nie nudzić.

            Chie wróciła do domu. Wolałaby zostać z Hikaru, ale powiedział, że chce być sam. Musiała iść. Hiru pewnie próbował poukładać sobie to wszystko. Ona sama próbowała znaleźć jakieś wygodne wyjście z tej sytuacji. Bo dobre nie istnieje. Jednak nie wymyśliła niczego. Ze złości uderzyła pięścią w ścianę.
            Zdecydowała się zejść na parter. Może porozmawia z mamą. Ona zawsze znajdzie dla niej czas.
            Jakie było jej zdziwienie, kiedy weszła do kuchni i zobaczyła tatę, siedzącego przy stole obok mamy. Oboje mieli grobowe miny. Podnieśli na nią wzrok.
- Coś się stało? – spytała niepewnie.
- Razem z porucznikami doszliśmy do wniosku, że przejdziemy do ofensywy – poinformował ją ojciec.
- Słucham? – zaczęła w niej narastać złość.
- Wyślemy najpierw jeden z najsilniejszych oddziałów – kontynuował dalej, nie zważając na pytanie córki. – Oczywiście, po grupie zwiadowczej.
            Po jego minie domyśliła się, do czego zmierza.
- W tej pierwszej grupie będę ja… prawda? – wypowiedziała na głos, a ojciec wolno pokiwał głową. Wycofała się powoli z kuchni i skierowała do drzwi. – O której wyruszamy?
- Rano, przed świtem – odparł, podczas gdy ona ubierała buty.
- Wychodzę – powiedziała oschle. – Nie martw się, będę jutro.
            I wyszła w noc. Biegła. Wiedziała, gdzie się kieruje. Mimo, że wyraźnie dał jej do zrozumienia, że chce być sam, idzie do niego. Naprawdę, jest okropną przyjaciółką. Ale chciała być teraz blisko niego. Tak po prostu.
            Zadzwoniła do drzwi. Poczekała krótką chwilę i blondyn wpuścił ją do domu. Powiedział jej, by usiadła na kanapie w salonie.
- Chcesz coś do picia? – spytał. – Mam kawę, herbatę i kakao.
- Poproszę kakao – uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek był to wymuszony uśmiech.
- Już – Hikaru poszedł do kuchni, by zrobić ciepły napój. Przyszedł po chwili z dwoma kubkami gorącej cieczy. – Proszę – podał jej jeden.
- Dziękuję.
- No, mów – usiadł na drugim końcu sofy. – Co się stało?
            Chie odłożyła kubek na stolik i podciągnęła nogi pod brodę, obejmując je ramionami.
- Jutro idę – wypowiedziała te słowa bardzo cicho. Nie była pewna, czy je usłyszał. A jeśli tak – czy zrozumiał, o co jej chodzi. Spojrzała na niego ukradkiem. Znowu ten sam wyraz twarzy. Znowu się zmartwił. Nie powinna była mu tego mówić.
            Nagle poczuła przyjemne ciepło na całym ciele. Zorientowała się, że Hikaru ją obejmuje. To było miłe uczucie.
- Co ty robisz? – spytała w końcu, przerywając panującą ciszę.
- Ty robisz dokładnie to samo, kiedy się martwię – odparł. – Pomyślałem, że tobie może też pomoże.
            Czyli tym małym gestem choć trochę mu pomagała? Naprawdę? Ucieszyła się z tego.
- Pomaga? – spytał cicho.
- Tak – uśmiechnęła się lekko, ale tym razem niczego nie wymuszała na sobie. – Dzięki.
- Zawsze do usług – poczuła, że sam się uśmiecha. Zamknęła oczy.


            Czyli tak szybko będą kontratakować? Miał nadzieję, że zrobią to trochę później. A do tego Chie idzie pierwsza. Tego się w ogóle nie spodziewał. Przecież jej ojciec podejmuje ostateczne decyzje. Mógł nie pozwolić jej iść na pierwszy front. Czyżby aż tak zależało mu na wygranej? Jest gotów poświęcić nawet własną córkę? Hikaru nie mógł zrozumieć, dlaczego generał postąpił w ten sposób. Poczuł jak narasta w nim złość. Przytulił Chie jeszcze mocniej. Chciał, by została przy nim tak na zawsze. Żeby nigdzie nie odchodziła. Bał się, że ją straci.
            Rozluźnił ramiona i spojrzał na twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy, a jej oddech był spokojny i umiarkowany. Zasnęła. Hikaru uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
            Wziął Chie na ręce i zaniósł do wolnego pokoju. Przykrył ją kołdrą i cicho wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Znów siadł na kanapie. Splótł luźno palce między nogami. Westchnął. Za dużo tego. Zaklął pod nosem.
            Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Wstał i poszedł zobaczyć, kto przychodzi do niego o tej porze. Przez myśl przeszło mu, że to może znowu Yoru. Jednak z chwilą, kiedy nacisnął klamkę ta myśl wyparowała. Zobaczył Rio.
- Cześć – przywitał się. Domyślał się, po co tu przyszła.
- Cześć. Jest tu Chie? – spytała od razu.
- Tak, śpi – odpowiedział, a dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Mama strasznie się o nią martwi – oznajmiła. – Kiedy dowiedziała się, że jutro… Od razu wybiegła z domu.
- Wiem. Pozwól jej tu zostać – poprosił. – Obiecuję, że jutro się pojawi – mimowolnie zacisnął pięść. Rio to zauważyła.
- Dzięki. Dla nikogo to nie jest łatwe – westchnęła. – A jak tam Yoru? Dobrze się wam rozmawiało?
- Tak – uśmiechnął się na wspomnienie o przyjacielu. – Było dobrze. Chociaż tak naprawdę dokładnie wszystko wali mi się na łeb – dopowiedział sobie w myślach. – O której jest jutro zbiórka? – wypowiedział już na głos.
- Wyruszają przed świtem. Więc już niedługo – odparła cicho. Hikaru wiedział, że Rio wolałaby, żeby jej siostra nigdzie nie szła. Ale przecież wybrała walkę. Nic nie mogła z tym zrobić. On też nie. Ciekawe, czy Chie żałuje swojego wyboru? Pewnie tak. – Już pójdę. Powodzenia – dodała cicho i poszła. Blondyn nic jej nie odpowiedział. Po prostu stał i patrzył jak odchodzi. W końcu zamknął drzwi.
            Spojrzał na zegar. Dochodziła północ. Zdecydował, że nie pójdzie spać. Nie ma sensu kłaść się do łóżka, skoro zaraz będzie musiał budzić Chie. Zamiast tego wziął pierwszą lepszą książkę, która została po poprzednim właścicielu domu (ten był zapewne ninja bez rodziny, który zginął nim Hikaru zamieszkał na Fiore). Zaczął czytać. Była to jakaś bajka lub baśń. Dla dzieci. Chociaż jeden wers przykuł jego uwagę.
            „Kwiaty wiśni opadają nim nadejdzie lato. Zostaje jedynie owoc.”
            W pewien sposób rozumiał, o co w tym chodzi. Na pewno nie poprawiło to jego humoru. Wręcz przeciwnie.
            Westchnął i odłożył książkę z powrotem na półkę. Położył się i zasłonił oczy ręką. 

~*~

Mam nadzieję, że się spodobało ;]
Nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział (tak, znowu...)
Szczerze mówiąc, coraz oporniej idzie mi pisanie tego.
Ale postaram się ^^